-
21 maj 0
21-05-2016
Przemówienie Bernada Gaidy podczas kongresu FUEV
Zdaję sobie sprawę z tego faktu, że w tak międzynarodowym gremium jakim jest FUEV mój temat wymaga wprowadzenia i z moich 20 minut kilka minut poświęcę na wyjaśnienie znaczenia tego jubileuszu. Jeśli spojrzymy na mapę Polski i zaznaczone na niej regiony i miejscowości w których znajdują się nasze Ortsgruppe a następnie nałożymy na to przedwojenną mapę tego obszaru to zrozumiemy, że większość naszej społeczności zamieszkuje na terenach, które do 1945 roku były wschodnimi częściami Rzeszy Niemieckiej. Wywołana przez hitlerowskie Niemcy 1.09. 1939 roku wojna, wsparta w dniu 17.09. 1939 agresją ZSRR od wschodu w konsekwencji doprowadziła do takiego przesunięcia granic, że Polska utraciła na rzecz ZSRR całe swoje wschodnie obszary a w zamian otrzymała niemal cały niemiecki wschód za wyjątkiem północnych Prus Wschodnich.
Na tym terenie zamieszkiwało około 10 – 12 mln Niemców. Tereny przygraniczne takie jak Górny Śląsk czy Warmia z Mazurami były w jakimś stopniu terenami z historycznie ukształtowana specyfika kulturową i językową. Już po I wojnie światowej ukazała się ta specyfika w czasie plebiscytów na tych obszarach, w których choć większość mieszkańców opowiedziała się za pozostaniem w Niemczech to ich części jednak przeszły do Polski tworząc nowe wtedy zjawisko mniejszości niemieckiej. Problem granic i mieszkańców uregulowano na kolejnych konferencjach w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, gdzie Stalin uzyskał w końcu zgodę nie tylko na zmianę granic ale także na wypędzenie Niemców. Pominę dywagacje na temat ile ludności zdołało uciec przed frontem, ile z nich wypędzono z i bez formalnej zgody aliantów, ile wysiedlono w kilka kolejnych lat powojennych. I wreszcie ilu Niemców pozostało na Śląsku, Pomorzu czy Prusach Wschodnich. Oczyszczone z Niemców tereny wymagały zasiedlenia i zagospodarowania a jednocześnie znaczna część ludności polskiej z obecnej Litwy, Białorusi czy Ukrainy chciała bądź również musiała opuścić swoje ojczyste strony i udać się na ziemie zachodnie w nowej już socjalistycznej Polsce.
Kilka lat powojennych oznaczało dla pozostałych Niemców gehennę obozów pracy, których utworzono kilkaset a nawet zsyłkę dziesiątków tysięcy do krajów ZSRR do przymusowej pracy w Donbasie, na Uralu czy Syberii. Niewielu powróciło. System represji komunistycznych dotykał w jakimś stopniu całego społeczeństwa, ale w przypadku Ślązaków, Warmiaków , Pomorzan, Łodzian był powiązany z dyskryminacją językową i kulturową, gdyż często powodem uwięzienia było posługiwanie się językiem niemieckim. Tylko w dwóch regionach Polski praktyczny zakaz nauczania języka niemieckiego utrzymywany był nieprzerwanie do 1989 roku: na Śląsku i Warmii z Mazurami. Ta językowa dyskryminacja pozostanie codziennością niemieckiej społeczności już na długie dziesiątki lat. Symbolicznie można jej początek odnaleźć w zarządzeniu wojewody śląskiego gen. A. Zawadzkiego, który już po chaosie lat powojennych w dniu 19.08 .1947 roku pisze do wszystkich urzędów na Śląsku pismo wzywające do wzmożenia akcji tępienia wszelkich objawów niemieckości. Pisze w nim: „Językiem niemieckim posługiwać się mogą tylko Niemcy przeznaczeni do wysiedlenia”. (B.Linek, „Polityka antyniemiecka…” str.265). Ten zakaz posługiwania się językiem niemieckim utrzymuje się nieprzerwanie i służy coraz skuteczniejszej przymusowej asymilacji pozostałych Niemców. Jak wyglądał całokształt tej akcji przedstawia w 1948 roku inny urzędnik E.Duda: „Likwidujemy do reszty, do ostatniej litery, napisy niemieckie , wszędzie, gdzie one zachodzą, likwidujemy nazwiska i imiona niemieckie, wyjaławiamy teren z książki niemieckiej , zbieramy wagony i pociągi książek niemieckich i apeluję do Was, byście na Waszych Ziemiach Odzyskanych robili to samo, gruntownie i szybko”. (B.Linek, str.267). Akcja ta ma sprzężenie zwrotne. Zmusza do ukrywania niemieckości, rezygnacji z języka a na zewnątrz czyniła wrażenie i budziła przekonanie, że faktycznie Niemców już nie ma. Znika z języka polityki na długie lata określenie „Niemcy” na terenie Polski a zastępuje je określenie „autochtoni”, które ma sugerować w najlepszym wypadku niepewnych narodowo Polaków. Te oficjalną wersję potwierdzają dwa zdarzenia z 1985 roku . W tym bowiem roku Wojciech Jaruzelski mówił do oficerów, że jest potrzeba etnicznego podziału zachodu Polski, gdyż próbuje się przywołać sztuczny problem mniejszości niemieckiej. Zgodził się z nim kardynał Glemp, głowa ówczesnego kościoła w Polsce.
Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym poprzestał na pokazaniu tylko stanowiska partii komunistycznej i prymasa Polski. Bo już 7.10.1981 roku na zjeździe delegatów Solidarności podjęto uchwałę w warunkach powojennej Polski rewolucyjną. Mówiła ona, że „dbając o rozwój kultury polskiej, otwartej na dorobek innych narodów, wyrażamy wolę wykazania nie mniejszej dbałości o to, by obywatele polscy należący do innych narodów i grup etnicznych — Białorusini, Cyganie, Grecy, Litwini, Łemkowie, Niemcy, Ukraińcy, Tatarzy, Żydzi i inne narodowości, znaleźli we wspólnej z Polakami ojczyźnie warunki do swobodnego rozwijania swej kultury i przekazywania jej następnym pokoleniom”. Jednak jak wiemy w 1985 roku kiedy wypowiadają się zarówno gen.W.Jaruzelski jak również kard. J.Glemp Solidarność jest już zdelegalizowana, ale myśl demokratyczna zawarta w tej uchwale pozostaje w dorobku Solidarności, który 10 lat później zaczął kształtować nowy system państwowy Polski.
Ten bardzo skrótowy, ale mam nadzieję jasny opis warunków w jakich przyszło żyć dwóm pokoleniom mniejszości narodowych, a zwłaszcza niemieckiej, w socjalistycznej Polsce chcę aby był wzięty pod uwagę jako punkt wyjścia, do tego co zaczęło się dopiero 25 lat temu. Za żelazną kurtyną nie było instytucji demokratycznego państwa na obronę. Wystawieni na represje państwa, do tej pory niedostatecznie zbadane, traciliśmy nie tylko język, ale cały sztafaż kulturalny. Byliśmy świadkami niszczenia tysięcy pomników naszej kultury, zabytków, cmentarzy, bibliotek, napisów ale także ludzi. Urzędnicy zmieniali ludziom imiona i nazwiska na czysto polskie, dzieciom nie wolno było nadawać Niemieckich imion. To sprawiło, że całe dziesiątki lat społeczność niemiecka emigruje i opuszcza swój Heimat, po wypędzeniach nastąpiły przesiedlenia czy wyjazdy z jednej strony a zagubienie własnej tożsamości i asymilacja do polskości z drugiej strony. Niestety tylko w niewielkim stopniu udało się przy permanentnej walce z językiem zachować go, gdyż lęk przed represjami i wykluczeniem społecznym bez szans na upadek tego sytemu był zbyt silny. Na Śląsku w sferze języka Niemcy uciekali do języka pogranicza, który nazywano czasem „wasserpolnisch” a czasem „schlesisch”. Powyższe cytaty wskazywały, że tylko opozycja demokratyczna widziała, że prawa mniejszości narodowych nie mogą podlegać dyskusji jako część praw człowieka.
Dopiero wraz ze świadomością tej polityki i jej skuteczności wzmocnionej ustrojem niedemokratycznego państwa rewolucyjność wydarzeń sprzed 25 lat nabiera znaczenia. Ówczesny rząd kanclerza Kohla, który w związku z rozpadem bloku komunistycznego stanął wobec dwóch zadań, szansy zjednoczenia Niemiec oraz nowego uregulowania stosunków z państwami Europy środkowej, nie zapomniał o jak powszechnie szacowano milionowej społeczności niemieckiej w Polsce. Nowy rząd polski otwierał się na Europę. Mniejszość niemiecka i jej prawa stały się przedmiotem rozmów z nowym rządów Tadeusza Mazowieckiego i Helmuta Kohla. Wtedy już od kilku lat Niemcy zaznaczali swoją obecność usiłując już w latach osiemdziesiątych na fali wzrostu entuzjazmu społecznego i ruchów kontestacyjnych powoływać do życia pierwsze stowarzyszenia. Próby jeszcze nieudane i tępione przez władze. Pomocą była świadomość, że w Wałbrzychu i Wrocławiu Niemcy już w PRL mieli możliwość działania organizacyjnego. Była to mało znana w Polsce enklawa oficjalnej niemieckości. Jednak eksplozja i manifestacja istnienia licznej społeczności niemieckiej pojawiła się w Krzyżowej w listopadzie 1989 roku na słynnej mszy pojednania z przekazaniem znaku pokoju pomiędzy Mazowieckim a Kohlem. Wtedy dopiero lokalne zalążki organizacji Niemców spotkały się publicznie i ujawniły się sobie samym co po latach skrywania swej tożsamości miało kolosalne znaczenie.
Już rok później w traktacie o dobrym sąsiedztwie i wzajemnej współpracy mniejszość niemiecka po raz pierwszy uzyskuje swoja podmiotowość. W paragrafach 20.21 i 22 tego traktatu nie tylko znajduje się uznanie niemieckiej grupy narodowościowej, ale zostały także nakreślone przywołane podstawowe akty prawa międzynarodowego oraz konkretne prawa do języka, własnej kultury i tożsamości i do ich praktykowania. Także do używania języka niemieckiego w życiu publicznym, do prowadzenia życia stowarzyszeniowego, dostępu do mediów publicznych, korzystania ze środków publicznych, działalności oświatowej, prawa do oryginalnej pisowni imion i nazwisk. Państwo zobowiązało się do wspierania niemieckiej tożsamości w postaci nie tylko nauczania języka ale też w języku niemieckim w szkolnictwie publicznym. Uznano konieczność uwzględniania historii Niemców w nauczaniu historii w szkołach. Co charakterystyczne traktat nie wymienia prawa do stosowania dwujęzycznego nazewnictwa miejscowości.
Od tego czasu dokonało się w sytuacji mniejszości narodowych na tyle dużo, że dzisiaj sytuacja mniejszości niemieckiej tak rewolucyjnie zainicjowana w traktacie z 1991 roku w ogromnym stopniu nie bazuje na bilateralnym porozumieniu polsko-niemieckim, lecz na wspólnych wszystkim mniejszościom narodowym w Polsce regulacjom. Polska ratyfikowała 1.04.2001 roku Ramową Konwencję o ochronie mniejszości narodowych a Europejska Karta Języków Regionalnych i Mniejszościowych obowiązuje w Polsce od 1.06.2009 roku. Te międzynarodowe umowy są lub też powinny być implementowane do polskiego prawodawstwa wewnętrznego, którego aktem podstawowym od 6.01.2005 roku jest Ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych. Warto tutaj zaznaczyć, że to co w 1991 roku nie znalazło się w traktacie polsko-niemieckim czyli możliwość podwójnego nazewnictwa miejscowości wprowadziła ta właśnie ustawa. Traktat dostrzegł w mniejszości niemieckiej także rolę do spełnienia na drodze tak wtedy, a ciągle jeszcze, bardzo potrzebnego pojednania pomiędzy naszymi krajami. To rola naturalna, którą spełniamy czasem wręcz ze szkodą dla własnych interesów. Niech przykładem będzie to, że ogromna część środków jakimi wspomaga nas RFN przeznaczono i nadal się przeznacza na cele, które nie służą jedynie mniejszości niemieckiej lecz wszystkim mieszkańcom. To nie tylko kursy języka niemieckiego, na które mogą przyjść wszyscy, ale to są także wodociągi, kanalizacje, sprzęt szpitalny a dwa lata temu wysokowydajna pompa na wypadek powodzi. To także dziesiątki konferencji, projektów, których celem jest poprawa wzajemnego postrzegania Niemców i Polaków, ale także budowania społeczeństwa obywatelskiego. Tej działalności często się nie widzi, lecz uważamy, że jesteśmy jednym z konstruktorów tej wielkiej poprawy jaka się dokonała, tych setek partnerstw szkół, gmin i stowarzyszeń. Stad też bardzo dziś niepokoi nas nowa retoryka w polityce, i niestety także społeczeństwie, przyzwalająca na cofanie tego tak głęboko europejskiego procesu pojednania polsko-niemieckiego.
Mniejszość niemiecka od początku swego oficjalnego funkcjonowania starała się wykorzystywać wszystkie dane nam możliwości prawne. I to właśnie po latach działania określiło zarówno pozytywnie możliwości jak czasem negatywnie granice, które razem z ogromnym zaangażowaniem tysięcy ludzi doprowadziło nas do obecnej sytuacji. By w krótki sposób pokazać strukturę, pozycję polityczną, stan oświaty czy mediów mniejszości niemieckiej proszę zwrócić uwagę na kilka slajdów, które to zaprezentują.
Za moimi plecami widzą państwo strukturę mniejszości niemieckiej w Polsce: wg szacunków ponad 300 tys. członków, wg NSP ok. 150 tys., spotykają się i realizują tysiące projektów w ok. 500 miejscach na terenie 10 województw, ponad 50 tys. uczniów złożyła w ponad 700 szkołach wnioski o uczęszczanie na lekcje języka niemieckiego jako języka mniejszości narodowej, w kilkuset miejscowościach witają nas szyldy z nazwą również w języku niemieckim, a w 22 gminach można posłużyć się oficjalnie także językiem niemieckim. W sejmie zasiada poseł MN i jest to obecnie jedyny poseł mniejszościowy w polskim parlamencie. Oddano na niego ponad 27 tys. głosów. Z list mniejszości niemieckiej zostało wybranych 7 radnych Sejmiku w Opolu, 19 burmistrzów, 298 radnych powiatów i gmin. Oddano na te listy ponad 45 tys. głosów. Mniejszość niemiecka otrzymuje na swoja działalność zarówno wsparcie z Niemiec, jak i Polski.
Istnieje w Polsce takie powiedzenie, że skoro jest tak dobrze to czemu jest tak źle. Zacznę oczywiście od tematu, który jest wszystkim mniejszościom narodowym najważniejszy. Edukacja. Ona też w Polsce uzyskuje negatywną ocenę w trakcie kontroli ekspertów EKJRM. Powyżej mówiłem już o tym, że przepisy prawne dają szansę ale też ograniczają możliwości. Tutaj jest taki przykład, gdyż nie powstało w Polsce szkolnictwo w języku niemieckim a jednym z jego ograniczeń jest to, że w Polsce niezgodnie z EKJRM szkoły dla mniejszości organizuje się z warunkiem wstępnym w postaci deklaracji rodziców i wymogu złożenia 7 takich deklaracji. Naszym zdaniem (podobnie zresztą jak zdaniem Polonii w Niemczech czy też EKJRM) państwo powinno bez warunków wstępnych tworzyć ofertę edukacji co najmniej bilingwalną w terenie zamieszkałym przez mniejszość. Ponieważ państwo jej nie tworzy a tylko reaguje na wnioski, więc usiłujemy sami taką ofertę wytwarzać, ale system w którym ogromna subwencja na naukę języka najczęściej w postaci 3 dodatkowych godzin języka tygodniowo omija mniejszość niemiecką i trafia bezpośrednio do gmin i nie ma możliwości wspomóc nas w zakresie tworzenia takich szkół stowarzyszeniowych. Niestety w związku z tym udało nam się w ostatnich 5 latach utworzyć tylko 4 szkoły dwujęzyczne. Efekt nauczania języka niemieckiego w szkołach, w których jest go tylko 3 godziny jest niestety niezadowalający dlatego pomimo wszelkich problemów musimy zostać na drodze tworzenia szkół z większą ilością lekcji w języku niemieckim i ciągle zabiegać o popularność tego języka. Ale też poprzez różne gremia usiłujemy przekonywać rząd do poprawy efektywności tego sytemu, podniesienia jakości tego nauczania i do postawienia choćby malutkiej cząstki tej subwencji na potrzeby tworzenia szkół naszych stowarzyszeń. Nie jest prawdą to co słyszymy często w prasie, że „mniejszość niemiecka otrzymuje od państwa 140 mln PLN na oświatę”. Suma subwencji się zgadza, ale są to pieniądze od początku do końca pozostające poza wpływem mniejszości niemieckiej.
Minęły w Polsce lata entuzjazmu po obaleniu systemu komunistycznego. Ten entuzjazm minął także wśród obywateli polskich narodowości niemieckiej. Początkowa wiara w zmiany rewolucyjne osłabła i siła przekonania, że w krótkim czasie Niemcy po latach dyskryminacji pokonają jej skutki czyli też przywrócą do życia codziennego język niemiecki, okazała się żmudną pracą od podstaw. Do tego dochodzi ciągle silnie odczuwany a w ostatnim czasie coraz bardziej widoczny brak akceptacji dla niemieckości. To sprawia, że wielu stoi z boku bez zaangażowania i usiłuje znaleźć bezpieczną nie całkiem jasno określoną postawę. Po odejściu najstarszego pokolenia, które osobiście było jeszcze związane z Niemcami sprzed 1945 roku najliczniejszą grupę stanowią ci, których już pozbawiono możliwości nauki języka niemieckiego. Brak języka zgodnie z powiedzeniem von Humboldta: „Ojczyzną właściwie jest język” osłabia tożsamość i z tym mamy do czynienia. Dziś wiemy, że jako społeczność poddawana przymusowej asymilacji, która w dużej części doprowadziła do utraty języka musimy go odbudować. Kryteria ochrony języka i kultury, na których zbudowana jest ustawa nie daje na to gwarancji.
Stąd mamy do czynienia z dystansem młodych wobec związania się z niemiecką grupą narodową i ujawnieniem się oraz tendencją do szukania trzeciej drogi, która umożliwia zaznaczenie różnicy wobec polskiego kodu narodowego i kulturowego a jednocześnie nie jest deklaracją niemieckości. Ta droga to czasem podnoszenie tożsamości regionalnej do rangi narodowości. Ta wędrówka tożsamości osłabia też jasność określenia np. Ślązaka jako depozytariusza i członka niemieckiej wspólnoty kulturowej. Mniejszość niemiecka ma tutaj wyraźny problem na przyszłość, bo z jednej strony każdy Niemiec jest zakorzeniony w swym Heimacie i jest jednocześnie Ślązakiem, Warmiakiem, Mazurem i ten regionalizm kultywuje a z drugiej zagraża mu utrata szerokiej perspektywy niemieckiej na rzecz wspólnoty regionalnej silnie podlegającej asymilacji. Generalnie dostrzegamy przemiany tożsamości. Badania młodych członków BJDM pokazują, że najczęściej ich tożsamość jest wielowarstwowa łącząca w sobie różne elementy: od szerokiej europejskości do regionalnej śląskości z silną niemieckością ale często nie bez polskości. Jest inna niż jasna tożsamość ich rodziców czy dziadków, Ślązak i Niemiec jednocześnie. Z wszystkich Niemieckich odcieni regionalnych niewątpliwie śląska jest najsilniejsza.
Jeszcze większym problemem jest fizyczny brak młodych. Otwarte granice, obywatelstwo niemieckie, łatwość podróżowania, bliskość Niemiec i dystans jaki dzieli Polskę od rozwoju gospodarczego i społecznego Niemiec czy Austrii sprawia, że tysiące młodych deklaruje swoja niemieckość wyjeżdżając do Niemiec. Cała Polska przeżywa i ciągle silnie będzie odczuwała problem demograficzny, ale niewątpliwie mniejszość niemiecka w jeszcze większym stopniu. Wiemy także, że ułatwia opuszczenie Heimatu przekonanie, że bycie Niemcem w Polsce nie jest postrzegane jako wartość i bogactwo, lecz jest będzie źródłem napięć i co najmniej podejrzliwości. Fakt, że w tym roku obchodzimy 25 lat traktatu a ciągle zmagamy się z balastem przeszłości jest dla nich potwierdzeniem, że jeśli całe pokolenie wolne i demokratyczne nie dało rady wymazać upiorów przeszłości to bezpieczniej jest się przenieść do kręgu w którym czuja się akceptowani. Czasem i tam tej akceptacji jako Niemcy nie znajdują i ciągle usiłuje się ich wliczać w osławione 1,5, 2 czy ostatnio 2,5 mln Polaków w Niemczech. Wtedy narasta w nich poczucia wyobcowania w ogóle. My członkowie mniejszości znamy je doskonale.
Z okazji jubileuszu 25 -lecia traktatu przed kilku laty pojawiła się idea polsko-niemieckiego Okrągłego Stołu. Pojawiła się ona na kongresie FUEN w Brukseli, pomiędzy mną a ówczesnym przewodniczącym ZPwN, Markiem Wójcickim. Miała to być szansa na poprawienie realizacji niektórych zapisów traktatowych. Od kilku lat zasiadamy przy tym stole i niestety dziś musze się uderzyć w piersi i stwierdzić, że jako mniejszość niemiecka nie możemy uznać, że jego ustalenia (jak na przykład konferencja na temat dyskryminacji Niemców w Polsce po 1945 roku) przyniosły jakąś istotną poprawę. Natomiast stół wpędził wszystkich w pułapkę myślenia kategoriami symetrii, która jak wszyscy wiemy nie powinna mieć w ogóle miejsca w polityce mniejszościowej. Jako obywatele polscy czujemy, że nasz rząd (czyli polski) traktuje pozytywy polityki wobec mniejszości niemieckiej jako kartę przetargową wobec rządu Niemiec a nasze potrzeby traktuje drugoplanowo.
Jaka więc jest nasza pozycja 25 lat po podpisaniu traktatu? Od strony prawodawstwa to w tym gronie są mniejszości narodowe mające lepsze warunki jak i takie które mają gorsze. Dlatego nadal musimy starać się te warunki poprawiać, ale gdy po 10 latach od uchwalenia ustawy na biurko prezydenta trafiła jej mała nowelizacja spotyka się z Vetem. W czasie pisania tego referatu już kilka razy z ust polityków słyszałem, że należy mniejszościom wprowadzić próg 5% głosów w skali kraju co uniemożliwi jej start w wyborach. Prokurator w Opolu wszczyna postępowanie przeciw od 8 lat stojącemu legalnie odrestaurowanemu pomnikowi poległych w I Wonie światowej. Miasto Opole forsuje zmiany granic administracyjnych, które zmienią proporcje narodowościowe i obniżą szanse wyborcze mniejszości. Obawiamy się nowej polityki historycznej, wzrostu tendencji nacjonalistycznych i eurosceptycznych. Jednak sami wierzymy, że ma sens umacnianie swej tożsamości kulturowej, językowej i narodowej w mniejszości, gdyż jak mawiał Johann Wolfgang Goethe „wszystko co wielkie, istnieje tylko w mniejszości”. I to, że na Europę składa się tyle narodów, że każdy z nich w niej jest mniejszością i dopiero wszyscy razem stanowimy jedność jest warte naszych starań. Jesteśmy więc tu w Polsce de facto strażnikami europejskości a to ma sens i to zwłaszcza dla młodych. Druga strona medalu to jednak to, że obok negatywnych zjawisk widać, że nasze działania jak szyldy dwujęzyczne jednak w tej mniej krzykliwej części społeczeństwa przyczyniają się do wzrostu akceptacji dla wielokulturowości i wielojęzyczności oraz zrozumienia, że jest ona zarówno bogactwem społecznym jak i indywidualnym oraz szansą dla regionalnego rozwoju.
Quelle: www.vdg.pl